Olimpia Elbląg - Gryf Słupsk (30.07.1978)
Dzisiaj przedstawimy jeden z najbardziej pasjonujących meczy w całej historii klubu.
Takie spotkania, a w zasadzie jak jego przebieg zdarzają się niezwykle rzadko.
Wszystko wydarzyło się w lipcu 1978 roku, kiedy Gryf rozgrywał swój mecz w pierwszej, centralnej rundzie Pucharu Polski.
Najpierw wywalczył wojewódzki puchar, pokonując w finale Start Miastko 3:0.
Losowanie wyznaczyło jako pierwszego przeciwnika Olimpię Elbląg, a mecz odbył się w Elblągu, na stadionie przy ulicy Agrykoli.
Gryfici sposobili się właśnie do nadchodzących III-ligowych rozgrywek i przebywali na obozie w Trzcińcu.
Ekipa Gryfa dotarła na mecz do Elbląga, wprost z obozu z pominięciem Słupska.
Jednak takiego przebiegu meczu nie przewidziałby najlepszy dramaturg.
Można określić go krótko: z piekła do nieba.
Na pewno faworytem tej pucharowej potyczki byli elblążanie, którzy byli bardzo doświadczonym zespołem.
Od początku przebieg spotkania zdawał się to potwierdzać.
Gospodarze w pierwszych 45 minutach dominowali na boisku i zdobyli dwie bramki.
Wszystko więc przebiegało po ich myśli.
Mało tego. Na 30 minut przed końcem rywalizacji, Olimpia wyszła na trzy bramowe prowadzenie.
W tym momencie chyba żaden z zasiadających na trybunach kibiców nie wierzył w to, że mecz ten zakończy się inaczej, jak tylko wysoką wygraną gospodarzy i awansem do kolejnej rundy Pucharu Polski.
Od tej chwili wszystko się jednak zmieniło.
Gryfici ocknęli się z letargu i zaczęli grać tak, jakby raptem wstąpiły w nich nowe siły.
Nie było straconych piłek.
Był wysoki pressing i walka do upadłego. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Olimpia została niespodziewanie zepchnięta do głębokiej defensywy.
Grała tylko jedna drużyna, a był nią Gryf.
W 65 minucie, po składnej akcji pierwszą bramkę zdobył Bogusław Jaskuła.
Słupszczanie poszli za ciosem. Cały czas grali „swoje” i bezapelacyjnie dominowali na boisku.
Efektem tego była druga bramka, zdobyta przez Jerzego Chomickiego.
Po tym golu, w szeregi pewnych już zwycięstwa piłkarzy Olimpii, wkradła się ogromna nerwowość.
Wtedy Gryf zaczął to wykorzystywać i jeszcze bardziej przyspieszył rozgrywanie swoich akcji.
Zepchnięta do głębokiej obrony Olimpia, co raz słabiej radziła sobie z powstrzymywaniem ataków „trójkolorowych”.
I wreszcie stało się to, co wydawało się już nierealne i niemożliwe do osiągnięcia tego dnia.
W 87 minucie Andrzej Walaszczyk przeprowadził kilkudziesięciometrowy, samotny rajd.
Po drodze ograł kilku rywali i wpakował piłkę do siatki.
3:3 i sędzia po chwili zakończył mecz.
Nastała dogrywka, bo zwycięzca musiał być wyłoniony.
Prawie przez całe 30 minut dodatkowego czasu, żadnej ze stron nie udawało się przechylić szali zwycięstwa na swoja stronę.
Kiedy kibice szykowali się już do oglądania rzutów karnych, Mirosław „Picek” Berdecki w ostatnich sekundach dogrywki, celnym strzałem pozbawił piłkarzy i kibiców Olimpii wszelkich złudzeń.
4:3 i awans do II rundy pucharu stał się faktem.
Gryf dokonał wtedy rzeczy wielkiej.
Pokazał, jak można wygrać przegrany już praktycznie mecz.
Nie często bowiem się zdarza, aby ze stanu 0:3 po godzinie gry, wyjść na prowadzenie i zwyciężyć.
Mamy piękną klubową historię i właśnie ocalamy ją od zapomnienia.
Szkoda tylko, że nie ma pełnych danych z tego meczu, ale jest za to ten opis, tego niesamowitego spotkania.
Puchar Polski: 30.07.1978, niedziela – I runda centralna
Olimpia Elbląg – Gryf 3:3 (2:0) po dogrywce 3:4 (3:3)
Bramki: 3:1 65’ Jaskuła Bogusław, 3:2 ? Chomicki Jerzy, 3:3 87’ Walaszczyk Andrzej, 3:4 ? Berdecki Mirosław